niedziela, 7 lutego 2010

The Book Of Eli (Księga Przetrwania) - filmidło

Wybrałam się w piątek do kina celem odreagowania całego tygodnia stresów. Do wyboru miałam 'Nine' (nie tym razem), 'Wszystko co kocham' (już sam tytuł mnie odrzucił, z resztą opis filmu potwierdził moje obawy, no i mam dość polskich ambitnych filmów, ale o tym później) oraz właśnie 'Księgę przetrwania'. Wybrałam ten ostatni - bijatyki, tandeta, dobre piątkowe odmóżdżenie. Jakże się zdziwiłam!
O czym jest film... Nie umiem opowiadać, o czym był film. Eli (Denzel) przedziera się przez opustoszały, zniszczony wojną kraj w poszukiwaniu bliżej nieokreślonej wioski czy miasteczka. Po drodze dociera do osady, w której władzę sprawuje Carnegie (Gary), nasz czarny charater. Carnegie chce odebrać Eliemu cenną księgę i w sumie wtedy wszystko się zaczyna. Resztę sami obejrzyjcie :)
Nie jest to może kino najwyższych lotów, ale miło zaskoczyło kilkoma aspektami.
Po pierwsze - megagenialne kolory, filtr idealnie dobrany do postapokaliptycznej scenerii, trochę sepia, trochę szarości. Wszystko to było świetną bazę pod akcję.
Po drugie - no cóż, jestem fanką Garego Oldmana i jak zwykle urzekła nie jego gra aktorska, Denzel nie został mu dłużny i jedynie aktorstwo Mili Kunis (z postaci pierwszoplanowych) pozostawiało wiele do życzenia, ale przecież równowaga w przyrodzie musi być. Film się nie dłużył, akcja całkiem płynna, w dodatku znalazło się nawet trochę ciętego dowcipu.
Po trzecie - nader niski poziom napuszenia, patetyzmu i klasania wedle regułki jesteśmy-takimi-genialnymi-amerykanami!, brak superekstraśnych wybuchów i efektów specjanych. Sceny walki całkiem dobre, nieprzegięte i jak na hollywoodzką produkcję też dość oszczędnie zastosowane.
Oczywiście nie mogę nie krytykować filmu :) więc dodam: kilka scen przyprawiło mnie o plaskacz w czoło z myślą 'o-mój-boże' co było powodowane chwilową falą totalnej tandety. Niektóre kwestie także były totalnie nie-genialne :)
Podsumowując - całkiem dobre filmidło (oczywiście rozpatrując w kategoriach filmów niewymagających myślenia, takiego weekendowego oglądadła), polecam spokojnie każdemu, kto ma ochotę napchać się kubłem popcornu i obejrzeć coś niezobowiącującego. Sama chętnie obejrzę drugi raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz