wtorek, 23 listopada 2010

Wyjście przez sklep z pamiątkami (Exit Through the Gift Shop)

Nie do końca wiedziałam, czego spodziewać się po tym filmie, ale miło mnie zaskoczył. Pseudo-dokument, w kótrym nie wiadomo gdzie jest góra, a gdzie dół; humor absurdalny, lekkostrawny.
Głównym bohaterem jest Thierry Guetta, 'filmowiec' chodzący wszędzie ze swoją kamerą. Wpada na pomysł podglądania artystów street artowych pod pretekstem kręcenia dokumentu o tymże, dopiero co rozwijającym się nurcie sztuki. 'Zaliczając' po kolei co ważniejszych artystów, za którymi włóczy się nocami, rodzi się ambicja na przyklejenie się do Banksy'ego. Zbieg okoliczoności splata w pewnym momencie ich ścieżki, odtąd są niemal nierozłączni. Thierry pomaga mu dosłownie we wszystkim. Kiedy jednak Banksy chce zobaczyć efekt dotychczasowych poczynań w zakresie tworzenia dokumentu, dostaje najbardziej chaotyczny film, jaki w życiu widział. Postanawia wziąć sprawy w swoje ręce - spławia Thierrego (namawia go, by zajął się street artem), sam ma dostęp do wszystkich taśm z nagraniami i chce z tego sklecić prawdziwy dokument.
W tym czasie Thierry organizuje wystawę swoich prac - ale tutaj szczegółów już zdradzać nie będę.

Dla wszystkich fanów sztuki pozycja obowiązkowa; dla laików lekkie kino, chociaż pewne smaczki i 'oczka' nie wszyscy załapią. Dla mnie film nieco smutny, obnażył moją głupotę, bo ciągle staram się znaleźć granicę między sztuką a chałturą. Z resztą wiele znaków zapytania i wiele myślenia pojawia się w głowie wraz z pojawieniem się napisów końcowych.

9/10

wtorek, 25 maja 2010

Wolven Angel

http://www.myspace.com/wolvenangel878
słuchajcie i odwirowujcie swoje szare komórki

środa, 14 kwietnia 2010

Alicja w Krainie Czarów

W końcu dotarłam na ten film. Wcześniej zadawałam sobie pytanie - czy to będzie ekranizacja książki, czy może po prostu obraz tylko książką inspirowany? I co mi da to niewiarygodne 3D?
Pierwsze wątpliwości zostały rozwiane dość szybko, kiedy po wieku głównej bohaterki można było zorientować się, że jest to luźna kontynuacja powieści Carolla. Po filmie widać, że jest baaardzo Disneyowski, chociaż nie da się nie przytoczyć pewnego paradoksu - Alicja skacze po obcietych głowach w bagnie, także w pewnym momencie widać ścięte głowy płynące rzeką/fosą przy pałacu Czerwonej Królowej - i to jest okej! Ale Bernarda ('dobrego' psa) pozbawili genitaliów, co widać doskonale w scenach, kiedy biegnie lub gdy zmęczony kładzie się na boku. Dodatkowo Bernard ma kobietę i dzieciaki. Jak tego dokonał - pozostanie tajemnicą.
Pod względem graficznym Alicja wypada całkiem nieźle, za to większość postaci jest mdła, nawet Kapelusznik grany przez Deppa jakiś taki mizerny, jakby odwalony dla chałtury. Mógłby być nieco lepiej zagrany. Honor uratował tutaj królik-heroinista, na dodatek chyba schizofrenik z nerwicą, byl przeuroczy.
I ostatnia z ważniejszych spraw - nie rozumiem ogólnego przejęcia i ochów achów nad filmami w 3D. Okulary przyciemniają obraz, uwierają w nos, i tak naprawdę było może kilka momentów, w których się rzeczywiście przydały (w 'Clash of the Titans' w ogóle nie widziałam zastosowania dla nich). Chyba przyjemniej by się oglądało 'płaski' obraz. Poza tym z tego co mi wiadomo (chociaż w tej kwestii mogę się mylić) to 3D, które jest teraz na topie trochę różni się od techniki stosowanej przy trójwymiarowych filmach robionych specjalnie tylko i wyłącznie właśnie pod trójwymiar. Z resztą jeśli ktoś chociaż raz był w IMAX na jakichś przygodach z oceanem czy czymś podobnym, powinien zauważyć różnicę.
Ogólnie film mimo wszystko całkiem hmm... miły i przyjemny. Jak to Disney. Czy spodziewałam się czegoś więcej? Nie wiem. Daję 7/10, tak na otarcie łez.

środa, 10 marca 2010

Anna Powierza - 'Jak zostać sławną'

Pani Powierza serwuje swietny przepis na to, jak zostać sławną. Po książkę sięgnęłam w przypływie nagłych i niezrozumiałych emocji, dyktujących mi zrobienie sobie przerwy we wszelkich mózgotrzepach, tak do czytania, jak i oglądania (nie udało się, ale o tym potem). Lektura wciągnęła mnie od samego początku, w sumie łyknęłam ją w dwa czy trzy dni. Poznajemy główną bohaterkę, Izę, która przyjeżdża do Warszawy w poszukiwaniu pracy. Wysyła setki CV (skąd ja to znam...), w końcu idzie na przesłuchanie do radia, a potem przypadkowo trafia na casting do serialu. Następuje seria pomyłek, dająca dość wybuchową mieszankę prostodusznej i nieco naiwnej Izie. Wszystko utrzymane w ciepłym i pełnym humoru klimacie. Dobre do pociągu, byle nie dalekobieżnego, bo czyta się w zastraszająco szybkim tempie. Jedyną wadą tej książki jest w pewnych momentach rażąca przesada i przerysowanie niektórych cech Izy, przez co chwilami wszystko wydaje się niewiarygodne i... po prostu głupkowate. Autorka jako aktorka z zawodu z pewnością wrzuciła całe mnóstwo smaczków 'z życia wziętych' - przezabawnych, kiedy się o nich czyta, jednak kiedy człowiek uświadomi sobie, że takie rzeczy zdarzają się rzeczywiście, włos jeży się na głowie. Streszczenia robić nie będę, bo naprawdę zachęcam wszystkich do przeczytania tej książki. Wiosna idzie, pod pachę tomik i na trwakę! Albo i na balkon, ja swój niebawem ozdabiać będę pachnącym groszkiem. Wszyscy doradzali mi bluszcz... Ale jakoś mi nie podchodzi.

Spokojnie 9/10


A teraz in onda 'Wesoła trupiarnia Hollywood'... Na dniach skończę i się chyba rozpłynę..

wtorek, 2 marca 2010

Jerzy Gomuła, Krystyna Pytlakowska - 'Zaczatowani'

Trudno będzie mi napisać recenzję tej książki... Ale spróbuję.
Autorzy prezentują kilka rodzajów uzależnienia od komputera i internetu, skupiając się jednak na uzależnieniu od czatowania i randek internetowych oraz od emocji z tym związanych. Przeprowadzają nas kolejno przez wszystkie etapy fascynacji wirtualnym randkowaniem aż do momentu, kiedy delikwent zdaje sobie sprawę, że na 'bezbolesne' odcięcie od sieci jest już za późno. Poruszony jest sprawa, co w ogóle przyciąga ludzi na czat, jakie typy osób tam przebywają i w jakim konkretnie celu, co powoduje, że czat tak bardzo wciąga, jak się od niego uwolnić. Mnie w tej książce tak naprawdę niewiele zszokowało, ponieważ swego czasu sporo siedziałam na czacie WP. Wiem doskonale, czemu to robiłam, jak wiele czasu na to marnowałam i jak na mnie poszczególne znajomości wpłynęły. Przestałam czatować, bo zwyczajnie zaczęło mnie to nudzić i wolałam wyjść do ludzi, niż siedzieć z nosem wlepionym w monitor (tak jak na przykład teraz, hyhy).
W książce znalazłam potwierdzenie swojej teorii - w 99% na czatach przesiadują osoby z tysiącem problemów, które w realu nie potrafią sobie z nimi poradzić i w sieci szukają ucieczki czy 'rozwiązania' tych swoich kłopotów. Smutne to jest bardzo i żal mi takich ludzi.
Jednak uważam, że autorzy w niektórych miejscach przesadzają jeśli chodzi o uzależnienie. Spędzam masę czasu przed klawiaturą i nie jest mi to stricte do pracy potrzebne, jednak nie uważam się za osobę uzależnioną. Infoholizm czyli uzależnienie od zbierania danych - od ilu MB ściąniętych dziennie można już o tym mówić? Czy jeśli ktoś przesiaduje godzinami na wiki, bo jest głodny wiedzy - można mówić o infoholiźmie? A gdyby dwa razy dłużej siedział przed zwykłą książkową encyklopedią?

Tak czy siak książka fajna, dobrze się ją czyta i można sporo informacji z niej wynieść. A także wyobrazić sobie, ile freaków jest teraz online i czy przypadkiem Ty nie jesteś jednym z nich, buahahaha.... :>

8/10